autor: Katarzyna Rapczyńska-Lubieńska
15.06.2022
Ustalamy z dzieckiem domowe zasady ekranowe. Rozmowa z Anitą Janeczek-Romanowską, psycholog
Często słyszy się głosy rodziców: cały czas siedzisz przed komputerem, tylko gry ci w głowie. Czy rzeczywiście świat wirtualny jest zjawiskiem tak niebezpiecznym i negatywnym? A może warto spróbować go poznać, a tym samym znaleźć klucz do zrozumienia naszych pociech? Rozmawiamy z Anitą Janeczek-Romanowską, psycholog dziecięcą.
Katarzyna Rapczyńska-Lubieńska, Wirtualna Polska: W dzisiejszych czasach bycie online praktycznie zdominowało naszą codzienną rzeczywistość. Jak pani zdaniem wpływa to na funkcjonowanie dzieci?
Anita Janeczek-Romanowska, psycholog: Postęp technologiczny, ale też różne zewnętrzne czynniki z pandemią na czele sprawiły, że trudno już oszukiwać się, iż świat ekranów jest czymś, co nas nie dotyczy. Wielu rodziców, z którymi rozmawiam, aktualnie boryka się z tym dylematem – na ile chronić, a na ile pozwolić dzieciom być w wirtualnym świecie. Doświadczenie i wiedza pokazują nam, że najbezpieczniejszą opcją jest pomoc dziecku w oswajaniu tego świata według naszych map i kompasów. Oczywiście dotyczy to głównie małych dzieci w wieku 6–10 lat. Te starsze często mają już swoje mapy, dużo dokładniejsze i bardziej eksperckie od naszych.
Jakie są aspekty tego online’owego życia?
Z jednej strony dzięki ekranom i sieci część pociech przetrwała pandemię. Mogły spotykać się z przyjaciółmi na serwerze, podczas gdy w normalnym życiu mieliśmy obostrzenia. Dla wielu dzieci spotkania te stały się bezpieczną przestrzenią, ale są osoby, które miały potem trudności z powrotem do świata realnego. Wstydziły się tego, że ich ciało się zmieniło, obawiały się pokazać siebie poza ekranem albo martwiły się o trwałość relacji z innymi. Wielu młodym ludziom życie online może wydawać się łatwiejsze – awatar to nie ja, skin w grze może wyglądać jak tylko zechcę, a moja postać może mieć wszystkie cechy, których na co dzień mi brakuje.
Czy wirtualny świat rodzi pewne zagrożenie?
Wirtualny świat może oddalać od realności i zdarza się, że jest też od niej odskocznią. Bo to właśnie w nim są ludzie, którzy okazują dzieciom zainteresowanie, są "tacy jak ja". Jest bardzo dużo aspektów związanych z funkcjonowaniem w sieci, na które my, dorośli musimy spróbować się otworzyć. Dzisiaj trudno mówić, że "ekrany to zło", a jednocześnie pracować, korzystając ze smartfonów, uczestniczyć w spotkaniach online czy robić zakupy przez aplikację. Z pewnością jeszcze przez jakiś czas będziemy w tym zagubieni. Ważne, by postępować zgodnie z obranym kierunkiem – tego, co w naszej rodzinie jest ważne i co stawiamy za nadrzędne wartości.
Młode pokolenie nie wyobraża sobie świata bez komputerów i internetu. W jaki sposób rodzice mogą kontrolować to, ile czasu dziecko spędza w sieci?
A co z relacjami społecznymi?
Wielu młodym ludziom sieć i gry online dają możliwość bycia w kontakcie z ludźmi, którzy mają podobne zainteresowania. Jest więc okazja do wchodzenia w relacje, nawiązywania ich, ale też zaspokajania poczucia przynależności. Wszystkie te aspekty oczywiście mogą i nawet powinny rozwijać się również poza światem online. Nie jest dobrze, kiedy ich rozwój dzieje się tylko w sieci. Jeśli więc przychodzi nam do głowy pomysł kontrolowania tego czasu, to zacznijmy od pytania: co nas motywuje i niepokoi? Czy to, że dziecko spędza czas głównie przed komputerem wiąże się ze zmianą jego jakości życia? Może z tego powodu nie spędza dość czasu na dworze, rezygnuje z pasji, oddala się od bliskich? A może nasze niepokoje dotyczą przyszłości, np. że dziecko będzie zaniedbane albo samotne w realnym świecie?
Jak nie dopuścić do tego, by nasze obawy stały się faktem?
Gdy już poznamy swoje intencje, łatwiej nam będzie odpowiedzieć sobie na to, JAK kontrolować, a także CZY w ogóle. Tutaj jest cała paleta strategii, które warto dobrać pod nasze motywacje. Jeśli boimy się, że dziecko straci z nami kontakt, sprawdźmy, czy możemy być częścią świata gier. Wspólna rozgrywka w Minecrafta może być okazją do wzmocnienia więzi, ale też po prostu do dobrej zabawy. Jeśli martwi nas, że dziecko nie ma innych pasji lub źle reaguje, gdy zabraniamy mu grać, dobrze jest ustalić "domowe zasady ekranowe". Mogą one dotyczyć ustalenia limitu czasu, pory przeznaczonej na grę lub rodzaju gry, którą akceptujemy tematycznie i wiekowo. Ważne jest to, by zrobić to wspólnie z pociechą. Sprawdźmy, co taka gra wnosi do jej życia i na co możemy się zgodzić. Kluczem do wprowadzenia zasad jest też moment – dziecko nie może być rozemocjonowane ani przeciążone. Dla rodziców, którzy nie wiedzą, jak zająć się tym tematem, pomocne mogą być kampanie społeczne, np. organizowana przez Fundację Dajemy Dzieciom Siłę "Domowe zasady ekranowe" albo kampania "Odłącz się – połącz się" Stowarzyszenia Strefa Wsparcia.
Patrzymy na nasze dzieci, ale sami często "siedzimy" w naszych smartfonach. Powinniśmy zacząć od siebie?
Tak i… nie. Ale już wyjaśniam, co mam na myśli, mówiąc "nie". Podobnie jak poprzednio warto jest zacząć od pytania: Co mi to daje? Czemu to robię? Wielu rodziców doskonale wie, że ekrany im nie służą, ale jednocześnie dzięki nim zaspokajają sobie tak dużo potrzeb, że nawet nie zdają sobie z tego sprawy. Z drugiej strony dzięki ekranom możemy dbać o relacje, kontakty z tymi, którzy są daleko. To też remedium na osamotnienie np. w rodzicielstwie. Ja jako psycholożka od lat śledzę działalność rodziców na grupach w mediach społecznościowych i jestem przekonana, że wiele z tych grup ratuje rodzicielski dobrostan. Kolejną kwestią jest uczucie nagrody – klik, klik i mam to, czego mi trzeba. Te wszystkie funkcje mają oczywiście skutki odwrotne.
Na przykład jakie?
Jak wejdę w "pudełko nicości", to nie jestem w łączności z bliskimi. Jak zaangażuję się w dyskusje w mediach społecznościowych, to mogę nie zauważyć, że nie wnoszą nic nowego do mojego życia. Wracając do poprzedniego pytania, jeśli nie poznamy przyczyny tego, co nas tak ciągnie w stronę ekranów, trudno będzie nam zrezygnować z bycia w sieci. Być może nasza aktywność w social mediach jest sygnałem o samotności. Może wyjście z domu i spotkanie z przyjaciółmi sprawi, że zapomnimy na chwilę o telefonie?
Coraz więcej mówi się o osobach wysoko wrażliwych, zwłaszcza maluchach. Czy w ich przypadku częsty kontakt ze światem online może powodować większe przestymulowanie?
Tak. Dzieci z wrażliwym układem nerwowym oraz z trudnościami w regulacji emocji mogą przeciążać się zarówno bodźcami (dźwięk, hałas, ruch, błyski), jak i treścią, jaką niosą ekrany. Tutaj nie do przecenienia będzie świadomość tego, że u małych dzieci to rodzice są poniekąd taką "firmą zewnętrzną", która reguluje poziom pobudzenia u dziecka i wspiera je w samoregulacji. Ujmę to w pewnej metaforze. W naszym układzie nerwowym, w dużym uproszczeniu, są procesy hamowania i pobudzenia. U niektórych dzieci tego pobudzenia jest więcej, z racji tego, jak ten ich układ nerwowy działa. Można więc przyjąć, metaforycznie, że ich "muzyka pobudzenia" startowo jest na 4 w skali do 10. To pobudzenie podkręcają wrażenia, zarówno te pozytywne, jak i trudne w ciągu dnia. Po przedszkolu będzie już 7, z pustym brzuchem już 8 (cały czas poruszamy się w metaforze).
Ciekawe, obrazowe porównanie.
Bajki czy gry online wydają się być wówczas kuszące, bo dziecko pozornie się uspokaja. Stuart Shanker, autor koncepcji Self-reg, mówi, że są one stresorami, ale takimi ukrytymi. Pozornie przynoszą skupienie i wyciszenie, ale tak naprawdę sporo dzieje się w środku, w dziecku. Tu coś miga, skacze, trąbi, tam ktoś spieszy nam z pomocą. Wewnątrz pobudzenie osiąga najwyższy stopień, choć na pozór dziecko wydaje się spokojne i wpatrzone. Wtedy wkracza rodzic i komunikuje: koniec czasu na grę. Wtedy otwierają się wrota piekieł. Bo dziecko traci źródło pobudzenia, ale samo „pobudzenie” wciąż w nim siedzi, nie wycisza się.
Czy możemy wtedy wesprzeć dziecko?
Tym, co może być pomocne, będzie wówczas profilaktyczne obniżenie poziomu pobudzenia, np. spacer albo wybór innej formy aktywności, np. audiobook. Tu jest właśnie ta nasza rola, tej "firmy zewnętrznej", żeby pomóc dziecku połączyć doświadczenia: "jesteś po przedszkolu, tam dużo się działo, dobrze ci zrobi odpoczynek i spokój". Czasami taką opcją ratunkową jest towarzyszenie dziecku, choćby pod koniec bajki i pomoc w redukcji tego napięcia – przytulenie, wzięcie na kolana, zaciekawienie się akcją.
Jak wielogodzinne spędzanie czasu przed monitorem może wpływać na psychikę dziecka i jego zdolności społeczne?
Różne doniesienia ze świata nauki wskazują zwiększone ryzyko pojawienia się konsekwencji zarówno dla zdrowia somatycznego, jak i psychicznego. W 2015 r. badacze wykazali, że dzieci 2-letnie, które oglądały telewizję przez ponad 3 godziny dziennie, miały trzykrotnie częściej opóźnienia w rozwoju mowy w porównaniu z rówieśnikami, które oglądały telewizję przez mniej niż godzinę. Z kolei w 2018 r. inne badania wskazały na dwukrotnie wyższe ryzyko depresji i zaburzeń lękowych u nastolatków, którzy spędzali przed ekranem więcej niż 7 godzin dziennie. Rezultatów i konsekwencji długotrwałego korzystania z ekranami jest naprawdę dużo. Obok tego są też nasze obserwacje własne – przebodźcowanie, zmęczenie i rozdrażnienie są realnymi konsekwencjami, o których mówią również dorośli.
Zamiast kolejnej godziny przez monitorem może po prostu spędźmy ze sobą czas?
Wspólny czas jest zawsze dobrym pomysłem i ja bym powiedziała, że nie musi być zamiast, ale przede wszystkim. To oczywiście pięknie brzmi, bo jak mamy możliwość, to chcemy coś razem robić. Gorzej jest wtedy, gdy brakuje nam zasobów. Dla całej rodziny i jej dobrostanu ważna jest uważność na pewną równowagę. Ile z rzeczy, które robimy, sprawia przyjemność wszystkim, a ile wyłączenie dziecku. Wybór relacji i zabawy z pociechą będzie odpowiedzią na wiele naszych potrzeb. Warto jednak pamiętać, że zabawa na siłę nie będzie korzystna ani dla nas, ani dla najmłodszych. Z moich rozmów z rodzicami wynika, że często trudno jest im bawić się figurkami i odgrywać role, ale uwielbiają etap budowania z klocków, tworzenia, konstruowania. Wielu z nich mówi, że niezwykle ich to relaksuje. Dla wielu rodzin spacery i sport są tym, co przynosi i odprężenie, i radość. Warto jest szukać tego, co nam pomaga. Możemy wspólnie z dzieckiem poszukać tego, co nawiązuje do jego ekranowych pasji. Czym innym jest zbudować świat Minecraft na komputerze, a czym innym z zestawu LEGO Minecraft. Tu i tu mamy sprawczość, planowanie, okazję do bycia razem. Takie "przedłużenie" gry w świecie realnym może być pewnym remedium na dyskusje z dzieckiem, które nalega, by grać dłużej.
Jakiego rodzaju gry mogą rozwijać kompetencje emocjonalno-społeczne?
Kompetencje emocjonalno-społeczne to bardzo szerokie pojęcie. Moje doświadczenie pokazuje, że to, czego warto szukać i w czym warto wspierać najmłodszych, to m.in. poczucie sprawczości i kompetencji. Absolutnie nie mam tu na myśli wydmuszki w stylu "jestem zwycięzcą". Chodzi o doświadczenie tego, że coś umiem, próbuję, udaje mi się, mogę, staram się. W żadnym z tych słów nie ma gwarancji, ale jest dużo sprawczości. Kolejna grupa kompetencji to te związane z łagodnością i uczeniem się – dawanie sobie prawa do pomyłek, błędów, szukania pomocy. Cenne będą też wszystkie te okazje, w których dziecko będzie uczyło się nawiązywać i podtrzymywać kontakty, a także wyciągać wnioski i uczyć się na błędach. Wśród gier online zdecydowanie moim faworytem będzie wówczas Minecraft. Mieści w sobie te wszystkie funkcje i znacznie więcej.
Są również tzw. gry offline, prawda?
Zgadza się, rynek gier offline też ma wiele do zaoferowania i gdybym ja, jako psycholożka, miała możliwość rekomendacji, zdecydowanie polecałabym Jengę, szachy, Korek uliczny (czyli gry, które wspierają myślenie logiczne), wszelkie gry kooperacyjne, w których celem jest współpraca, a nie rywalizacja (Cud Miód, Potwory do szafy, Kotek Psotek), a także gry wzmacniające relację i samoświadomość w rodzinie (Pytaki, Ego Family).
Dziękuję za rozmowę.
O AUTORCE: Anita Janeczek-Romanowska – psycholożka dziecięca, współzałożycielka Ośrodka Bliskie Miejsce w Warszawie, autorka strony o psychologii dziecka www.bycblizej.pl.